Dirigizm. Czas się zacząć bać.

Dirigizm - termin mający rodowód we Francji oznacza wywieranie dużego wpływu na gospodarkę wolnorynkową przez państwo. Takich działań mamy w ostatnich miesiącach coraz więcej. Wzorzec pokazany przez Stany Zjednoczone przejmują inne kraje.

Przykładem jest Wielka Brytania. Ta jedna z największych potęg ekonomicznych świata, przeżywająca poważne problemy gospodarcze poszukuje różnych rozwiązań, aby pobudzić gospodarkę na Wyspach.

Ostatnia obniżka stóp procentowych przeprowadzona przez Bank Anglii (Bank of England), sprowadziła je już do poziomu bliskiego zera. Oznacza to, że możliwości sterowania podażą pieniądza przy pomocy stóp procentowych są na wyczerpaniu. Trudno też znaleźć kogoś, kto uwierzyłby w skuteczność takiej operacji w dzisiejszych nietypowych czasach.

Trzeba będzie więc przystąpić do druku nowych pieniędzy. Bank Anglii zamierza wydać 150 miliardów funtów na kupno obligacji rządowych (gilts) i korporacyjnych (75 mld przez najbliższe 3 miesiące z możliwością wydania następnych 75 mld funtów w późniejszym terminie). Stanowi to 10 proc. PKB tego kraju. Oznacza to zwiększenie podaży pieniądza M4 o 7,5 proc. Jednocześnie planowana emisja obligacji rządowych w 2009 roku będzie miała wartość 160 mld funtów.

Należy sobie zadać pytanie, jak takie działania wpłyną na wzrost inflacji oraz kurs funta? Inwestorzy już zwiększyli zainteresowanie obligacjami, o czym świadczy wzrost ich cen i w efekcie spadek rentowności brytyjskich papierów skarbowych do poziomu 2,14 proc.

Z terminem dirigizm będzie chciało oswoić  się zapewne więcej krajów. Jednak skutki takich działań mogą być bardzo niekorzystne dla gospodarki w późniejszych latach. Chyba, że zostaną wykorzystane dobre wzorce singapurskie.