Złota hossa trwa w najlepsze - jak długo?
W mijającym tygodniu złoto z impetem przekroczyło rekord wszechczasów, ocierając się  w czwartek nawet o poziom 1060$ za uncję. Co mogłoby uzasadniać taki zdecydowany ruch i czy należy się już zacząć przyzwyczajać do ceny żółtego metalu powyżej 1000$?
 
Wśród możliwych powodów wzrostów wymienia się słabnącego dolara, wzrost oczekiwań inflacyjnych, poprawę koniunktury na rynkach surowców oraz ożywienie nadziei na szybkie wyjście z recesji. Rzeczywiście niewątpliwie złotu pomógł słabnący dolar. Jednak, jak widać na wykresie, tegoroczny rekord kursu dolara (ok. 1,48 za euro na zamknięciu) został ustanowiony, gdy złoto niewiele przekraczało 1000$ za uncję. Obserwowane od początku października ponowne osłabienie dolara, nie doprowadziło póki co do ustanowienia nowych szczytów w stosunku do euro.

 

ws_zloto_eurusd.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Sam słabnący dolar na pewno więc nie wystarczył. Czy zatem inwestorzy zaczęli na nowo obawiać się inflacji i dlatego zwiększają swoje zaangażowanie w kruszec? Oczekiwania inflacyjne, w odniesieniu do gospodarki amerykańskiej, powinny odzwierciedlić się w rentowności obligacji. Nic takiego nie nastąpiło. Rentowności poszły ostatnio zdecydowanie w dół, a implikowana inflacja na najbliższe 10 lat znalazła się na poziomie zdecydowanie poniżej 2%.Podobnie rzecz ma się z koniunkturą na rynku surowcowym oraz nadziejami na ożywienie. Surowce nie mogą się przebić przez szczyt z końca sierpnia, a akcje od miesiąca oscylują w trendzie bocznym w reakcji na dane o mieszanej wymowie. 

ws_zloto_oblig.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wydaje się więc, że ostatnie wzrosty na rynku złota trudno jest uzasadnić fundamentalnie - stoi za nimi psychologia inwestorów, którzy wierzą, że złoto jest inwestycją na każdy czas. W chwilach kryzysowych trzeba je kupować, bo jest pewne, płynne i niewrażliwe na inflację. Jest też niezbędne w portfelu w czasie ożywienia, które także może również przynieść inflację, a co najmniej wzrost popytu ze strony nabywców biżuterii z Indii i Chin.
 
Przy takim hurraoptymistycznym nastawieniu ograniczeniem dla wzrostów jest tylko zasobność portfeli inwestorów. Ciekawe, na jak długo starczy im środków, by podbijać złoto do coraz mniej racjonalnych poziomów.