Przewodnik po stopach procentowych, czyli kiedy zaciągnąć kredyt
logo_ipo.gifW każdą ostatnią środę miesiąca rynek polski zastyga w oczekiwaniu na decyzję podejmowaną przez Radę Polityki Pieniężnej dotyczącą poziomu stóp procentowych. Jej powaga wynika z teorii ekonomii, która mówi o kluczowym znaczeniu oprocentowania kredytów i depozytów dla gospodarki kraju.

Rada Polityki Pieniężnej jest dziesięcioosobowym organem decydującym o polityce pieniężnej w Polsce, czyli, mówiąc najogólniej, o ilości pieniądza w gospodarce. Jednym z narzędzi wykorzystywanym w celu kontroli ilości pieniądza jest możliwość ustalania stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego. Najważniejszą z nich jest stopa referencyjna odzwierciedlająca wysokość oprocentowania tygodniowych bonów skarbowych. Oprócz niej istotną rolę pełni stopa depozytowa, po której NBP przyjmuje depozyty od banków i stopa lombardowa, określająca koszt kredytu overnight udzielanego bankom komercyjnym.

Nasuwa się tutaj pytanie: skoro stopy te dotyczą niemal wyłącznie banków komercyjnych, dlaczego interesują się nimi inwestorzy giełdowi i przedsiębiorcy?
Główny celem działalności NBP  jest „Utrzymanie stabilnego poziomu cen przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej rządu”, a więc utrzymanie niskiej inflacji oraz stabilnego wzrostu gospodarczego. Wpływając na stopy procentowe NBP w znacznej mierze reguluje więc płynność banków oraz ilość pieniądza na rynku.

Stopa lombardowa, będąca najwyższym możliwym kosztem pieniądza jest podstawą do naliczania oprocentowania kredytów udzielanych przez banki komercyjne osobom prywatnym, przedsiębiorstwom oraz innym instytucjom. Nie trzeba być ekonomistą, by zauważyć, iż bank raczej nie będzie skłonny pożyczyć choćby najmniejszej ilości gotówki po koszcie niższym, niż sam musiałby ponieść w przypadku utraty płynności. Tym bardziej, iż każdy kredyt udzielony przez bank wiąże się z dużym ryzykiem niespłacenia. Stąd banki komercyjne udzielają kredyty na warunkach gorszych, dodając do stopy lombardowej marże zysku, prowizje, ubezpieczenia i różnego rodzaju opłaty.

Podobnie jest w przypadku stopy depozytowej. Jest to oprocentowanie, jakie uzyska bank komercyjny od środków zgromadzonych w banku centralnym. Stopa ta jest na tyle niska, że bankom opłaca się lokować pieniądze w NBP tylko wówczas, jeśli nie znajdą alternatywy. Dlatego nie należy się spodziewać, by krótkoterminowe depozyty, jak na przykład środki trzymane na popularnych RORach , były oprocentowane wyżej. Dzieje się tak, gdyż w razie chwilowej nadpłynności bank musi mieć możliwość ulokowania naszych pieniędzy z zyskiem, jeśli nie znajdzie na nie klienta.

Skoro wiemy już, że stopy oferowane przez NBP są podstawą do ustalania oprocentowania niejako „na zewnątrz” systemu bankowego, to zastanówmy się w jaki sposób wpływają one na gospodarkę.
Prekursorem badań nad podażą pieniądza i stopą procentową był J.M. Keynes. Jednak jego teorie nie ograniczały się jedynie do podaży pieniądza na rynku, ale obejmował także  efekt, jaki koszt pieniądza wywierał na całą gospodarkę. Pamiętając, że koszt pieniądza na rynku międzybankowym determinuje także jego cenę na rynku dostępnym dla pozostałych podmiotów, bank centralny ma więc realny wpływ na stopę procentową, a pośrednio również na niefinansowe sektory gospodarki.

Obniżenie stóp procentowych (na rynku międzybankowym, a w konsekwencji także poza nim) ma dwojaki wpływ na sektor przedsiębiorstw i osób prywatnych. Niski koszt pieniądza, to pieniądz „łatwy”, czyli pozyskując środki taniej, chętniej przeznaczymy go na kolejne inwestycje, w tym na unowocześnienia pozwalające zwiększyć zdolności produkcyjne przedsiębiorstw. Większa produkcja oznacza wzrost dochodu globalnego ludności. Mając na uwadze niskie oprocentowanie lokat bankowych, konsumenci zamiast oszczędzać, będą skłonni raczej do wydatkowania posiadanej gotówki, jeszcze mocniej napędzając koniunkturę. Duża ilość dóbr na rynku będzie natomiast oznaczała także duże zapotrzebowanie na gotówkę w celu zawierania transakcji kupna. Jednak wzrost popytu na pieniądz pociągnie za sobą wzrost jego ceny, czyli rynkowych stóp procentowych. Tutaj po raz kolejny efekty będą miały wpływ zarówno na osoby fizyczne jak i prawne. Podwyżka stóp zniechęci przedsiębiorców do zaciągania pożyczek i kredytów na cele inwestycyjne, co oznacza, że firmy pozostaną przy dotychczasowych zdolnościach produkcyjnych, nie zwiększając ich. Z drugiej strony osoby prywatne (ale także przedsiębiorstwa) będą chętniej deponowały nadwyżkowe środki na rachunkach bankowych. Z tego względu ograniczy się także konsumpcja. Rezultatem będzie zmniejszenie produkcji oraz zwolnienia pracowników, a to z kolei doprowadzi do dalszego ograniczenia konsumpcji oraz ograniczenia dochodów. Efektem będzie spadek ilości pieniądza na rynku i ponowny spadek stóp procentowych...

Co więcej Keynes wyróżnił także tak zwany spekulacyjny popyt na pieniądz. Oznacza to, że istnieje możliwość zawierania transakcji, które w razie pomyślnego ruchu wysokości stóp procentowych przyniosą dodatkowe korzyści. Założeniem jest tutaj istnienie papierów wartościowych (obligacji) o stałym oprocentowaniu oraz istnienie normalnego, standardowego poziomu stóp procentowych. Wówczas jeśli stopy procentowe wzrosną zbyt wysoko, spada rynkowa cena obligacji. Otrzymane kupony nie będą w stanie zrekompensować strat z ceny obligacji jeśli sprzedamy je na rynku wtórnym. Jeśli więc przewidujemy wzrost stopy procentowej należałoby sprzedać posiadane przez nas nisko oprocentowane papiery, gdyż potem cena ich się obniży. Odwrotnie należy postąpić w oczekiwaniu na spadek stopy procentowej. W takim wypadku dobrze jest zakupić papiery o stałym oprocentowaniu, bo w przyszłości ich cena wzrośnie.

Musimy jednak pamiętać, iż teorie Keynesa są rozwiązaniami czysto modelowymi, obwarowanymi licznymi ograniczeniami. Ponadto były one niejednokrotnie krytykowane już przez współczesnych mu ekonomistów. Jednym z zarzucanych argumentów jest założenie braku deflacji, więc zmiana cen dóbr konsumpcyjnych i inwestycyjnych może zachodzić jedynie w górę. Poza tym trudno jest przełożyć w prosty sposób politykę monetarną na dochody społeczeństwa, gdyż istnieją inne czynniki na nie wpływające. Niepopularnym był też pogląd, iż wynagrodzenia charakteryzują się niską elastycznością w dół, a więc jest niemal niemożliwym, by koszt siły roboczej  spadał.

Ponadto Keynes zakładał, iż jedynie papiery wartościowe są dobrym substytutem pieniądza, co oznacza, iż wymiana gotówki na towar następuje dopiero przy znacznym wzroście dochodów społeczeństwa. To założenie oznacza także, że nawet najmniejsza zmiana w oprocentowaniu obligacji pociągnie za sobą natychmiastowy wzrost lub spadek popytu na nie.

Ograniczenie wymienności pieniądza jedynie do obligacji oraz niedocenianie roli innych aktywów finansowych, jak choćby lokat bankowych i akcji giełdowych, przeczy także innej powszechnie znanej zasadzie. Mianowicie spadek oprocentowania wpływa na wzrost skłonności do ryzyka u ludności i instytucji, wobec czego chętniej podejmują się inwestycji w mniej pewne aktywa, jak na przykład akcje spółek giełdowych, które potencjalnie mogą przynieść znacznie wyższe zyski.

Keynes w swoim modelu próbował unaocznić sposób, w jaki decyzje podejmowane przez bank centralny oddziałują na wzrost gospodarczy państwa. Nie można całkowicie negować tego wpływu, ale całkowite uzależnienie rozwoju społeczno-ekonomicznego kraju od oprocentowania kredytu zakrawa o abstrakcję.  Trudno bowiem przypuszczać, aby przedsiębiorstwa słysząc o zmianie stopy procentowej przez Radę Polityki Pieniężnej, natychmiast podejmowały decyzję o zaciągnięciu kredytu lub jego wcześniejszej spłacie. Z drugiej strony, koszt pozyskania pieniądza jest jednym z istotnych elementów oceny opłacalności inwestycji, więc znaczenie tej wielkości nie powinno być marginalizowane.