Wybory w USA a sprawa złota

Ta kampania wyborcza nadzwyczaj rozgrzewa amerykańskie społeczeństwo. Jaka będzie prezydentura Trumpa albo Hillary Clinton przekonamy się w przyszłości.

W okresie powojennym amerykańska gospodarka wzrastała szybciej, gdy prezydentem był demokrata. Wtedy średnioroczna dynamika PKB była na poziomie 4,33 proc. Za rządów Republikanów PKB wzrastał średnio o 2,54 proc. Najszybszy wzrost gospodarczy na poziomie 6,6 proc. rocznie miał miejsce za drugiej kadencji demokraty Harry’ego Trumana. Był to jednak okres powojenny, kiedy zazwyczaj następuje rozkwit gospodarki. Ponad 6-procentowy wzrost PKB odnotowano za prezydentury Johna Kennedy’ego a po jego tragicznej śmierci – Johnsona. Kiepsko na tym tle wypada kolejny demokrata Barack Obama, za którego prezydentury PKB wzrastał średnio na poziomie 2 proc. Spośród republikanów najlepiej wypadł Ronald Reagan - za jego drugiej kadencji średnia dynamika PKB wyniosła 3,9 proc.
Nic tak nie antagonizuje Republikanów i Demokratów w tej kampanii, jak podatki. Kandydaci do Białego Domu różnią się nie tylko w poglądach, ile pieniędzy powinno trafiać do budżetu, ale także, kto powinien płacić. Trump chce obniżki podatku dla przedsiębiorców z 35% do 15%, likwidację podatku od spadku oraz obniżenia najwyższego progu podatkowego z 39 do 33 proc. Jest to sprzeczne z lewicującym programem Hillary Clinton, która twierdzi, że taka rewolucja podatkowa będzie korzystna ale tylko dla zamożnych. A biedni staną się jeszcze biedniejszymi. Wprawdzie Trump nie zamierza pozbawiać Amerykanów państwowej opieki medycznej ale jego poglądy ulegają częstym zmianom. Krok do przodu stawia jego rywalka obiecując zwiększyć świadczenia dla najbiedniejszych. Nic dziwnego, hasła populistyczne są sprawdzonym sposobem na wygranie wyborów.
Trump ma nostalgię za latami pięćdziesiątymi ubiegłego wieku stawiając za wzorzec prezydenta Einsenhowera. Wtedy sfinalizowano budowę sieci międzystanowych autostrad. Kandydat Republikanów zainspirowany Einsenhowerem obiecuje gigantyczny program infrastrukturalny wart nawet bilion dolarów. Jest to dwukrotnie więcej niż deklaruje Hillary Clinton.
Zapowiadana przez Trumpa renegocjacja międzynarodowych umów a nawet ich zerwanie w przypadku braku konsensusu, jest wysoce ryzykowna. Ujawnia on też protekcjonistyczne pomysły dotyczące handlu zagranicznego. W celu zapobieżenia nieuczciwej konkurencji Trump zapowiada podniesienie ceł na towary importowane z Chin. Restrykcje mogą też dotknąć inne kraje. Miałoby to fatalny skutek dla handlu zagranicznego USA, także z niekorzyścią dla rodzimych firm i społeczeństwa. Zapewne fiaskiem zakończyłyby się negocjacje w sprawie umowy handlowej TIPP z Unią Europejską. Te sprawy będzie on musiał ponownie przemyśleć zasiadając w Białym Domu.
Trump, jako zdecydowany przeciwnik nielegalnej migracji naraził się mniejszościom narodowym. Pomysł budowy muru na granicy z Meksykiem wydaje się utopijnym. Trudno też wyobrazić sobie deportację 10 mln nielegalnych imigrantów. Innego zdania jest Hillary Clinton, która z kolei popiera liberalne poglądy imigracyjne Baracka Obamy.
Kto zostanie 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych, okaże się 8 listopada. Z wielu obietnic wyborczych pozostaną tylko wspomnienia. I nie tylko Stany Zjednoczone są w tym odosobnione – znamy to z naszego podwórka.
USA od dekady boryka się z kryzysem – obecne tempo wzrostu gospodarczego jest nikłe i świadczy o słabości gospodarki. Dopompowanie bilionów dolarów i niskie stopy procentowe przyniosły tylko niewielkie odreagowanie. Rezerwa Federalna zwleka z zacieśnianiem polityki pieniężnej, obawiając się, że wątpliwy wzrost gospodarczy zostanie zdmuchnięty niczym płomień świecy. Zarówno wygrana Donalda Trumpa czy Hillary Clinton może przynieść istotne zmiany w polityce wewnętrznej i zagranicznej. Tylko ile pozytywów wniosą one dla Stanów Zjednoczonych i świata? Jak będzie kształtować się kurs dolara? Jak zareaguje dolar i cena złota?
Historia pokazała, że cena złota zachowywała się różnie w okresie przed i po wyborach i trudno jednoznacznie wskazać prawidłowość. Złoto najwięcej podrożało podczas kampanii wyborczej Cartera w 1976 roku. Miało to miejsce kilka lat po likwidacji systemu z Bretton Woods i Amerykanie mogli znów legalnie kupować złoto. Drożało też podczas wyborów, które w 1988 roku wygrał George Bush a także w 2004 roku, gdy o reelekcję walczył jego syn George W. Bush.
Notowania złota spadały podczas wyborów, które wygrał Ronald Reagan zarówno w 1980 jak też w 1984 roku.
Krótkookresowy aczkolwiek znaczący spadek ceny złota nastąpił w okresie wyborów prezydenckich w 2008 roku, których zwycięzcą okazał się Barack Obama. Była to jednak korekta w trendzie wzrostowym a cena złota podlegała silnym wahaniom. Cztery lata później rynek był już obojętny, kto zostanie prezydentem USA.
Na poniższym wykresie pokazano zmiany notowań złota w okresie 30 dni przed i 30 dni po wyborach prezydenckich w USA. Analiza objęła okres od wyborów z 1972 roku, które wygrał Nixon do 2012 roku, gdy drugi raz z rzędu zwyciężył Obama.

Źródło: Opracowanie własne

Czy teraz wynik wyborów będzie miał wpływ na rynek złota? Po pierwszej debacie prezydenckiej, jaka odbyła się w czerwcu, cena złota spadła o 10 dolarów za uncję. Natomiast druga debata nie miała już wpływu na rynek złota. Jak zachowają się ceny tego kruszcu w przyszłości będzie wiele zależeć od polityki gospodarczej przyszłego prezydenta i rządu. Ta przełoży się w konsekwencji na stan amerykańskiej gospodarki, bo od niej zależy siła dolara.
Najwięcej, bo aż o blisko 400 proc. wzrosła cena złota za prezydentury Cartera w latach 1976-1980. Wtedy miał miejsce kryzys irański a także inwazja wojsk sowieckich na Afganistan. Zimna wojna między ZSRR i Zachodem trwała w najlepsze. O 160 proc. wzrosły notowania złota za ośmioletniej prezydentury George W. Busha. Wtedy Rezerwa Federalna obniżała stopy procentowe i rodziło się zarzewie kryzysu finansowego. Uruchomienie dodruku pieniądza. jako panaceum na kryzys miało pozytywny wpływ na rynek złota, które w pierwszej kadencji Obamy w latach 2009-2012 podrożało o 90 proc. W szczycie, jaki miał miejsce we wrześniu 2011 roku cena kruszcu przekroczyła 1920 dolarów za uncję i była ośmiokrotnie wyższa od tej z 2001 roku, po czym nastąpiła silna korekta. Od rozpoczęcia drugiej kadencji Obamy do chwili obecnej cena złota spadła o 25 proc. Nie sprzyjały notowaniom złota obie prezydentury Reagana, kiedy amerykańska gospodarka miała się dobrze i nastąpiło ocieplenie stosunków z ZSRR.
Czego możemy spodziewać się po tegorocznych wyborach? Analitycy rynku metali szlachetnych przewidują wzrost popytu na złoto w przypadku wygranej Trumpa. Argumentują to większym ryzykiem niepewności w gospodarce i polityce zagranicznej. Jeżeli natomiast wybory wygra Hillary Clinton to spodziewany jest spadek cen kruszcu. Kto będzie mieć rację i czy wynik wyborów będzie miał wpływ na notowania złota? Należy jednak mieć na względzie, że na cenę złota oddziałuje szereg innych czynników, także natury globalnej.
Hillary Clinton rzuca hasła populistyczne, które mogą sporo kosztować amerykański budżet. Będzie też musiała radzić sobie ze swoim zdrowiem. Czy starczy jej sił na cztery lata? Bez względu kto wygra wybory, Stany Zjednoczone będą musiały poradzić sobie z wieloma problemami, które coraz trudniej zapudrować. A ceny złota będą zależeć nie tylko od polityki przyszłego prezydenta ale także od ogólnej sytuacji na świecie.