Zaostrzona polityka banków
Rok 2008 wszystkim kojarzyć się będzie z wybuchem kryzysu sektora bankowego. Niepokoje na światowych rynkach finansowych szybko dotarły do Polski, nie pozostając bez wpływu na portfele Polaków. Banki z jednej strony skutecznie utrudniły klientom dostęp do kredytów, a z drugiej – kusiły ich coraz atrakcyjniejszym oprocentowaniem depozytów. 
Życia polskim kredytobiorcom nie ułatwiały też obserwowane w ostatnich miesiącach wahania kursów walut. Trzeba pamiętać, że kryzys w Polsce to przede wszystkim kryzys zaufania i właśnie przez spadek zaufania na rynku międzybankowym zmniejszyła się gotowość instytucji finansowych do wzajemnego pożyczania sobie pieniędzy na akcję kredytową. Zagraniczne instytucje mające zasoby we frankach zaczęły coraz ostrożniej pochodzić do udzielania pożyczek walutowych bankom działającym w Polsce. Ze względu na niedobór franka, połączony z wysokim kosztem jego pozyskania z rynku, polskie banki ograniczyły udzielanie kredytów hipotecznych w tej walucie. Niektóre całkowicie wycofały się z pożyczania pieniędzy we franku, pozostałe dokładają wszelkich starań, by taki kredyt był jak najmniej opłacalny dla klienta. W tym celu rezygnują z finansowania 100 proc. wartości nieruchomości, wprowadzając wymóg posiadania wkładu własnego, wynoszącego obecnie – w zależności od banku – od 10 do 35 proc. wartości mieszkania. Na kredyt bez wkładu własnego, oferowany dziś przez kilka banków, mogą liczyć tylko osoby o stabilnej sytuacji finansowej. Dodatkowo banki stosują surowsze zasady oceniania zdolności kredytowej i znacząco podwyższają marże stanowiące część oprocentowania, przez co na kredyt we frankach stać coraz mniejszą liczbę klientów.

Wojna o depozyty

Jeszcze kilka miesięcy temu jednym z najczęściej reklamowanych produktów bankowych były kredyty (zarówno mieszkaniowe, jak i szybkie kredyty gotówkowe). Wybuch kryzysu zmusił banki do zmiany strategii i sprawił, że postawiły na promocję bezpiecznych instrumentów finansowych. Popularny niegdyś slogan „bez sensu jak lokata” stracił właściwie rację bytu, ponieważ to właśnie lokaty (wraz z atrakcyjnie oprocentowanymi kontami oszczędnościowymi) stały się jednym z najchętniej wybieranych produktów bankowych. Zwiększony popyt na tego typu instrumenty finansowe zbiegł się z większą ich podażą – jesienią banki rozpoczęły ostrą wojnę o depozyty, prześcigając się w oferowaniu coraz wyższych stawek oprocentowania. Widać to przede wszystkim w przypadku lokat krótkoterminowych: 3-, 4- lub 6- miesięcznych, za które niektóre banki gwarantują klientom nawet 10 lub 12 proc. zysku brutto w skali roku. Wszystko po to, by pozyskać pieniądze na akcję kredytową. Nie można jednak zapominać, że długotrwała wojna na procenty nie przyniesie niczego dobrego – zbyt wysokie ceny depozytów (znacznie przewyższające stawki rynku międzybankowego) muszą prędzej czy później przełożyć się na wyższe ceny kredytów, które tym samym staną się jeszcze mniej dostępne dla klientów i bardziej niebezpieczne dla banków. Rosnące koszty depozytów doprowadzą do spadku dochodowości całego sektora bankowego, co przełoży się na niższe wskaźniki kapitałowe i zmusi branżę do kolejnych ograniczeń akcji kredytowej. Udzielanie droższych kredytów to jednak nie jedyny sposób, w jaki instytucje finansowe będą próbowały złagodzić skutki depozytowej wojny. Za zbyt wysokie oprocentowanie zapłacą klienci, którzy mogą zostać zaskoczeni wyższymi cenami produktów i usług bankowych.

Wahania kursowe a kredyty

Skutki kryzysu finansowego odczuli nie tylko potencjalni kredytobiorcy, ale również osoby już spłacające kredyt walutowy. Tę grupę szczególnie dotknęły obserwowane w ostatnich miesiącach wahania kursowe. W przypadku kredytów walutowych wartość zadłużenia oraz wysokość miesięcznej raty wyrażane są w walucie obcej. Im droższa waluta obca, tym bardziej jesteśmy zadłużeni i tym wyższą ratę musimy spłacać co miesiąc. Kryzys finansowy spowodował tak duże wahania złotego w stosunku do franka, że raty kredytów hipotecznych udzielanych w tej walucie zmieniały się niemal z dnia na dzień.

Co przyniesie 2009 r.?

W przyszłym roku możemy spodziewać się dalszego zaostrzenia polityki kredytowej banków. Duży wpływ będą na to miały dwie rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego. W propozycji rekomendacji T znalazł się zapis o obowiązkowym posiadaniu wkładu własnego w wysokości 10 lub 20 proc. wartości nieruchomości (w zależności od długości okresu kredytowania). Nadzór chce również, by banki uważniej przyglądały się potencjalnym klientom i staranniej badały ich zdolność kredytową. Wytyczne są jasne: łączna wysokość zadłużenia kredytobiorcy nie może przekroczyć połowy jego dochodów. Wszystkie obostrzenia doprowadzą do znacznego ograniczenia dostępu do kredytów, zwłaszcza walutowych.

Alternatywą dla trudno dostępnych kredytów we frankach mogą stać się kredyty w euro. Przyczynią się do tego spodziewane obniżki stóp procentowych w strefie euro, dzięki którym oprocentowanie kredytów w europejskiej walucie będzie spadało. Do rosnącej popularności tych kredytów może się również przyczynić fakt, że pozyskanie euro przez polskie banki jest znacznie łatwiejsze niż zdobycie franka. Przekłada się to na wysokość prowizji, które w przypadku kredytów w euro są niższe niż przy kredytach w szwajcarskiej walucie. Na wzrost dostępności kredytów w euro może także wpłynąć zapowiadane na przyszły rok wejście Polski do systemu ERM2. Ryzyko walutowe przy takich kredytach zostanie wówczas mocno ograniczone.

Rok 2009 prawdopodobnie przyniesie również koniec wojny o depozyty, a przynajmniej początek jej końca. Już dziś pierwsze banki wycofują się z tej walki i powoli rezygnują z superlokat. Za spadkiem oprocentowania depozytów przemawia mała opłacalność takich produktów dla instytucji finansowych. Dłuższe utrzymywanie wysokich stawek lokat zmusi w końcu banki do udzielania kredytów o cenie przekraczającej oprocentowanie depozytów, powiększonej o marżę. Nie wiadomo jednak, czy klienci będą w stanie zapłacić za tak drogi kredyt. Koniec depozytowej wojny mogą przyspieszyć ponadto kolejne decyzje Rady Polityki Pieniężnej o obniżaniu stóp procentowych. To oznacza, że w przyszłym roku lokata na 10 lub 12 proc. raczej się nie powtórzy.